NATURALNA NOWOŚĆ MAKIJAŻOWA
Chwilę
to trwało, ale jestem i wracam ( mam nadzieję ) do regularnego
pisania. Mam pozaczynanych kilka postów w roboczych, zrobionych
trochę zdjęć, ale totalnie pochłonęły mnie zakupy prezentów
świątecznych. A że pomagałam z zakupach i babci i prababci, a moi
najbliżsi do grudniowi solenizanci i jubilaci..no było co robić..
Temat mniej więcej ( no więcej..więcej – ale nie mam pomysłu na
prezent świąteczny, taki główny, dla mojej 9-latki. Może coś
podpowiecie? )
Dziś
chciałabym Wam opowiedzieć o moich wrażeniach, na kosmetyk, który
jakiś czas temu ( ale całkiem niedawno ) pojawił się w
asortymencie Costasy – dystrybutora Lily Lolo. Mowa o KREMOWYM
PODKŁADZIE W KOMPAKCIE ( CREAM
FOUNDATION ). Trochę poużywałam, jakieś, większe niż
pierwsze, wrażenia są. O tym, że ich podkład sypki, w pudrze
uwielbiam wiecie, prawda ( zresztą kolejne opakowania mówią same
za siebie, a używam go od 2015 roku – uważam, że mój kolor BLONDIE
to istny hit nad hity - odsyłam Was do obu moich postów na jego temat: podkład BLONDIE, podkład mineralny ).
Na
stronie znajdziemy fajne, realne swatche kolorów a poza tym obsługa
sklepu również oferuje pomoc w doborze odpowiedniego dla nas
odcienia. Okazało się, że skoro sypkim BLONDIE jest dla mnie
idealny, to odpowiedni, dla mnie, kremowy w kompakcie będzie COTTON.
Zacząć
trzeba koniecznie od opakowania, prawda? Powiem Wam, że cenię w
Lily Lolo to, że wszystkie ich produkty są w takich samych
opakowaniach. Mamy biało-czarne kartoniki a w środku, w takich
samych kolorach, plastikowe opakowania. Nie sposób pomylić
kosmetyki tej firmy z czymkolwiek innym. W przypadku podkładu w
kompakcie mamy małą puderniczkę z lustereczkiem. Nie ma
niepotrzebnego marnowania miejsca: plastikowe opakowanie wypełnione
jest samym kosmetykiem po brzegi.
No
a skoro mowa o samym kosmetyku to warto chyba wspomnieć o jego
formule, konsystencji. Patrząc na kosmetyk w opakowaniu mamy
wrażenie, że będziemy mieli do czynienia z typowo kremowym
kosmetykiem, okazuje się jednak, że formuła tego podkładu jest
jakby tłustawa ( odczuwalne to zaczyna być dopiero przy aplikacji )
- rozpuszcza, topnieje pod wpływem ciepła. Co ciekawe, na skórze
wcale nie ma tłustości ani błysku – wręcz przeciwnie, pojawia
się dość suche wykończenie z takim satynowym „czymś”, z
takim zdrowym, promiennym lookiem. Nie ma na skórze totalnego,
płaskiego matu. Przyznam, że ta konsystencja była dla mnie
największym zaskoczeniem w przypadku tego kosmetyku, bo przy
pierwszym kontakcie mamy wrażenie, że będzie nam niezbędny puder
do zmatowienia tłustości – a tu nie!
Przyznam,
że podejścia do aplikacji, a może raczej powinnam napisać – do
odpowiedniego sposobu, zrobiłam dwa: spróbowałam palcami – ale
to nie moja bajka ( chyba przyzwyczaiłam się do stosowania różnego
rodzaju akcesoriów ), no i oczywiście – zwilżoną gąbeczką. I
ta gąbeczka to był strzał w 10-tkę! Podkład daje się idealnie
równo rozprowadzić na skórze ( bez smug i plam ), pięknie się w
nią wtapia i nie ma mowy o widocznym nadmiarze kosmetyku ( nawet w
tych trudnych miejscach ), no i przede wszystkim: pracując gąbeczką
możemy uzyskać naprawdę całkiem przyzwoity efekt krycia. Może
nie jest to „full face maska” ( i całe szczęście! ), ale jedna
warstwa podkładu idealnie wyrówna nam koloryt i ukryje drobne
zmiany na skórze czy delikatne zasinienia pod oczami, popękane
naczynka, a aplikując drugą warstwę ( cienko i bardzo delikatnie )
uzyskamy naprawdę krycie na niezłym poziomie, które pozwoli ukryć
nam większe niedoskonałości.
Dodatkowo
– nie utlenia się na skórze, nie ciemnieje, ściera się w ciągu
dnia dość równomiernie, chociaż może słowo „ścierać” to
za dużo – on po prostu traci na swojej intensywności, chociaż
uważam, że jego trwałość jest naprawdę na wysokim poziomie:
podkład nałożony na skórę około 6.30 rano, po przypudrowaniu i
1 poprawce w ciągu dnia, spokojnie wytrzymuje do późnego wieczora
( około 20-21 mam co zmywać ).
Jeśli
chodzi o ten kosmetyk – jestem mocno na tak. Wpasował mi się
kolorystycznie, podoba mi się jego formuła i to jak wygląda na
skórze ( chociaż mam świadomość, że dużo robi też odpowiednia
pielęgnacja ), krycie i trwałość też są bez zarzutów. Ciekawi
mnie jeszcze wydajność, ale to muszę już dłużej poużywać ( a
ja jednocześnie mam otwartych kilka podkładów ).
Uważam,
że warto w niego zainwestować i cieszyć się dobrym jakościowo i
składowo, kosmetykiem.
OLA
Miałem kiedyś kilka kosmetyków tej firmy i bardzo lubiłam ;)
OdpowiedzUsuńTeż go mam i niedługo napisze o nim kilka słów :)
OdpowiedzUsuńŚwietna marka i dobre produkty! Mam i uwielbiam!
OdpowiedzUsuńZnam i bardzo lubię. 😊
OdpowiedzUsuńMnie ciekawi ta kremowa formuła bo wygląda bardzo aksamitnie a nie sucho :)
OdpowiedzUsuńOba bardzo lubię, Cotton jest boski :)
OdpowiedzUsuńpodoba mi się Twój odcień podkładu kremowego, też muszę zamówić wariant COTTON bo wybrałam za ciemny
OdpowiedzUsuńJa używałam tylko wersją pudrową, ale chętnie sprawdziłabym i tę, bowiem bardzo lubię kosmetyki Lily Lolo :)
OdpowiedzUsuńOd razu jak się o nim dowiedziałam to wiedziałam, że muszę go mie :) Jest genialny! :)
OdpowiedzUsuńMialam okazje testowac produkty Lily kolo. Sa świetne; )
OdpowiedzUsuńLubię, gdy podkład się nie utlenia. Ile razy ja się nacięłam, gdy kupiła podkład, a on później zmienił kolor :(
OdpowiedzUsuńZ jednej strony w większości przypadków taka forma mi się nie sprawdza i średnio miałabym ochotę go testować, ale Ty mnie zaciekawiłaś i przekonałaś. Byłabym skłonna go potestować :)
OdpowiedzUsuńOd niedawna kocham tą markę! Zaczęło się od cudownego pudru, obecnie mam też błyszczyk i rozswietlacz.
OdpowiedzUsuńSwego czasu używałam tylko mineralnych kosmetyków Lily Lolo :)
OdpowiedzUsuńLubię ich kosmetyki 😁 ale takimi sypkimi nie umiem się malować
OdpowiedzUsuńUwielbiam kosmetyki z tej marki :-)
OdpowiedzUsuńOj coś takiego to by mi się naprawdę przydało
OdpowiedzUsuń