LA CURE MASECZKA DO TWARZY Z CZARNEJ GLINKI - HIT CZY KIT?
Pierwsze południe od kilku dni kiedy siedzę spokojnie w domu. Mała w przedszkolu, dom posprzątany, zupa kończy się gotować. No żyć nie umierać!
A potrzebuję spokojnego posiedzenia na tyłku i odpoczynku - ostatnie kilka dni były dla mnie dość intensywnie i fizycznie i psychicznie. Przyznam Wam szczerze, że już nie pamiętam kiedy ostatnio się nudziłam..
Przysiadłam, więc na spokojnie by pokazać Wam kosmetyk który trafił do mnie już jakiś czas temu, w tubce zostało mazidła może na jeszcze kilka zabiegów - czas jednak najwyższy więc powiedzieć Wam o nim co nie co.
Kilka dni temu, kiedy już wiedziałam co mam Wam napisać o tym produkcie - zaczęłam szukać na jego temat informacji w internecie - wyobraźcie sobie, że prawie nic a nic nie znalazłam ( na polskich stronach ), tylko jakieś krótkie wzmianki na stronach różnych sklepów internetowych.
I przyznam Wam, że byłam tym dość zaskoczona - szczególnie, gdy już wiedziałam, że produkt jest godny zainteresowania.
( Mój kosmetyk otrzymałam od Pani Beaty z białostockiego sklepu Sayatnova )
La Cure - Maseczka do twarzy z czarnej glinki
"Stworzona z prawdziwej glinki z Morza Martwego, zawierającej bogatą mieszankę minerałów połączonych z miodem i naturalnymi dla Twojej skóry olejkami.
Lecznicze działanie glinki: może łagodzić takie schorzenia jak: egzema, łuszczyca, bóle głowy, trądzik, przewlekły reumatyzm, nerwobóle, bóle mięśni, napięcie spowodowane stresem.
Działanie upiększające: glinka pomaga skórze dogłębnie pozbyć się wszelkich zanieczyszczeń takich jak trądzik oraz zmniejsza widoczność zmarszczek i na nowo odżywia Twoją cerę."
Skład:
Natural Dead Sea Mud, Glycerin, Sweet Almond Oil, Honey, Phenoxyethanol, Perfume
Pojemność: 150g - spora pojemność, jednak od momentu otwarcia mamy aż 12 miesięcy na to by zużyć produkt, także spokojnie - nic się nie zmarnuje :)
Cena: ok.35zł ( dostępna stacjonarnie w sklepie Sayatnova, albo TUTAJ NA ALLEGRO )
Opakowanie: w błękitnym kartoniku znajdziemy zwykłą tubkę ( kojarzącą się z opakowaniem past do zębów ) z grafiką utrzymaną również w różnych odcieniach niebieskości; warto zaznaczyć iż tubka napakowana jest produktem po sam czubek - NIE JEST to opakowanie i produkt, w którym więcej jest powietrza niż glinki.
Konsystencja: raczej gęsta, ale bez problemu daje się rozprowadzić na skórze - nie spodziewajcie się jednak poślizgu jak przy kremie - przecież to glinka!
Zapach: Jak dla mnie jest to produkt typowo glinkowy - nie oszukujmy się: po prostu pachnie jak błoto. Nie mam z tym jednak większego problemu - moje uwielbienie dla glinek jest Wam znane, w związku z tym jakoś jestem oswojona z tego typu aromatem.
Moje Wrażenia:
Maseczkę robiłam sobie 2 razy w tygodniu, od ponad miesiąca - a jeszcze ponad 1/3 opakowania mi zostało - wydajność ogromna. Można używać i używać. W związku z tym uważam, że jak na gotowy produkt, jego pojemność oraz wydajność cena wcale nie jest za duża, akuratna :)
Zaznaczę od razu - maseczka nie jest czarna jak węgiel. Ma kolor ciemno-brudno-szary, przy czym podczas zasychania kolor jaśnieje.
Przed nałożeniem maseczki na twarz należy kilkakrotnie wstrząsnąć tubką by przemieszać maź która znajduje się w środku. Takie czary, że maska puszcza wodę i w przypadku próby aplikacji możemy znaleźć maskę wszędzie tylko nie tam gdzie trzeba.
Problemu z nałożeniem nie ma, nic nam z twarzy nie spływa. Podczas zasychania maska delikatnie ściąga skórę, ja jednak nauczona doświadczeniem z glinkami, nie pozwalam bo wyschła na twarzy na wiór i nawilżam ją hydrolatem.
Ze zmyciem nie ma jakiegoś strasznego problemu - jak to glinka, jednak trochę się rozmazuje, ale da się żyć.
Rozpisuję się i rozpisuję a Was pewnie interesują efekty działania?
Przyznam, że początkowo wystraszyłam się działania tej maski, bo jak każdy produkt mocno oczyszczający, powodowała pojawianie się różnych niedoskonałości w postaci niewielkich białych pryszczyków. Przez pierwsze 2-3 razy z maską moja twarz wcale nie wyglądała lepiej. Później jednak, gdy skóra została dogłębnie oczyszczona, pojawianie się wszelkich wyprysków wyciszyło się.
I co dalej? Czuć, że skóra jest świeża, oczyszczona - ale nie nieprzyjemnie napięta, chociaż użycie kremu nawilżającego jest konieczne. Skóra jest porządnie oczyszczona i sprawia wrażenie takiej aż nienaturalnie wygładzonej ( w dotyku ). Gładkość jest odczuwalna przy zwykłym dotknięciu dłonią. Bardzo przyjemnie. Przy takim oczyszczeniu krem, serum ( jakiekolwiek mazidło pielęgnujące ) wchłania się znacząco szybciej i ma z pewnością łatwiejszy dostęp do tego by zacząć odpowiednio działać.
Lubię kosmetyki mocno oczyszczające ( pomimo pierwszych mało ciekawych efektów działania ). Skóra po ich zastosowaniu lepiej wygląda, łatwiej i szybciej przyjmuje wszelkie kosmetyki nawilżające. No i cóż będę ukrywać - wiecie przecież, że jestem ogromną fanką glinek.
Znacie kosmetyki marki La Cure? A może któraś z Was miała przyjemność poznać bohatera dzisiejszego postu?
BUZIAKI
OLA
Tej marki nie znam, ale znam błoto w takiej formie :) dla mnie rewelacja :)
OdpowiedzUsuńJest bardzo słabo dostępna na polskim rynku, a szkoda bo podobno ma świetne kosmetyki.
Usuńnie znam kompletnie tej firmy
OdpowiedzUsuńTo już jeden z kosmetyków tej firmy znasz :) Mam nadzieje, że stanie się bardziej popularna.
UsuńJa też kocham glinki !! Czarnej jeszcze nie miałam przyjemności używać ! Muszę to zmienić :D
OdpowiedzUsuńGlinki to najlepsze maseczki jakie znam :) Świetnie się u mnie sprawdzają.
UsuńOgólnie glinki uwielbiam, ale akurat miałam kiedyś czarną solo i była dla mnie za mocna :<
OdpowiedzUsuńMnie działanie glinek zachwyca. Same dobro!
UsuńUwielbiam używać glinek. Zaciekawiłaś mnie tym produktem, jak na niego kiedyś wpadnę na pewno go zamówię :-)
OdpowiedzUsuńNiestety jest dość słabo dostępna. Ale z tego co wiem to białostocki sklep SAYATNOVA na allegro ją wystawia do kupienia.
UsuńBardzo lubię glinki :-) Czarną właśnie zdenkowałam :-)
OdpowiedzUsuńZ jakiej firmy miałaś tę czarną glinkę?
UsuńNie miałam jeszcze do czynienia z tą firmą, ale glinki kocham :)
OdpowiedzUsuńJa też jestem ogromną fanką glinek :)
Usuńuwielbiam takie maseczki, zazwyczaj jednak kupuje takie do własnego przygotowania :)
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie wolę gotowce - mniej z nimi babrania.
UsuńNie znam jej. Moim hitem jest zielona glinka właśnie w takiej paście od Argiletz:)
OdpowiedzUsuńNie znam tej glinki o której wspomniałaś. Muszę koniecznie dokształcić się w tej kwestii.
UsuńNie znam tej firmy
OdpowiedzUsuńNiestety nie jest zbyt popularna i dość słabo dostępna.
UsuńCiekawa ta maseczka :))
OdpowiedzUsuńGlinka! Jak dla mnie to najlepszy typ maseczek.
UsuńCiekawy produkt
OdpowiedzUsuńOwszem!
Usuńnie używałam jeszcze glinek do twarzy :)
OdpowiedzUsuńPoważnie? Koniecznie musisz wypróbować!
UsuńJa uwielbiam też maseczki z glinki, lecz czarnej jeszcze nie miałam :)
OdpowiedzUsuńBo maseczki z glinki to najlepsze dobro dla skóry.
UsuńNie znam tej marki, ale takie maski uwielbiam!
OdpowiedzUsuńNiestety jest jeszcze dość mało znana, ale podobno ma naprawdę świetne kosmetyki w swoim asortymencie.
UsuńNie znam zupełnie tej marki. Ooo tak chwila spokoju jest potrzebna :). Ja dziś też zrobiłam sobie przerwę.
OdpowiedzUsuńChwila spokoju i odpoczynku - na wagę złota!
UsuńJa uwielbiam głęboko oczyszczające maski, mrr :D
OdpowiedzUsuńOj ja też. Uważam, że każda kobieta powinna coś takiego mieć w swojej łazience.
UsuńNo tak błoto - świetne ujęcie :D
OdpowiedzUsuńHe he he - od czasu do czasu i błoto lubię :D
Błotko musi być :)
UsuńNiestety błotne maseczki to brudne maseczki :P
OdpowiedzUsuńNiestety...ale najczęściej to świetnie działające maseczki :) I to ich ogromny plus.
UsuńDo swojej cery jednak wolę jaśniejsze, łagodniejsze glinki niż czarna.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o takiej marce oraz o jej produkcie. Chwilowo dość nieregularnie stosuję jakiekolwiek glinki - głównie z braku czasu, a niekiedy po prostu o nich zapominam ;)
OdpowiedzUsuń